Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

SLW:Rozdział 56

Kilka tygodni później....
Fabian wrócił do pełni formy i wznowił treningi z Jackiem, pewnego dnia do treningów dołączył jego syn Jeremy. Dziś miał odbyć się ich pierwszy wspólny trening, więc wszyscy obecnie gotowi do treningu stali na polanie.
J:Dobra jako że umiecie już co nieco, to postanowiłem że dziś będę was obserwował.
Y:Obserwował?
Je:Ale co my mam robić?
J:Urządzimy sparing Fabian kontra ty, chciałbym zobaczyć czego się nauczyliście.
Je:Naprawdę musimy?
J:Tak.
Obaj kuzyni na prośbę trenera stanęli naprzeciw siebie.
J:Dobra walczcie dopóki któryś z was nie padnie, mogę przerwać walkę kiedy uznam to za konieczne, zrozumiano?
F&Je:Tak!
J:A więc zaczynajcie.
Obaj kuzyni ruszyli na siebie nacierając pięściami, walka na początku była wyrównana, ale później przechyliła się na stronę Jeremiego, który stopniowo zwiększał swoją szybkość. Mimo że był szybki, to jego ciosy nie były dostatecznie silne.
J:Jeremy jest nieostrożny, powinien pierw zrównoważyć siłę do szybkości, tak to nie pokona swojego przeciwnika (powiedział do siebie w myślach Jack)
Fabian po lekki obrywaniu od swojego kuzyna, w końcu odskoczył do tyłu. Stanął w miejscu i złączył swoje dłonie przed sobą, tą pozycją wyraźnie zaciekawił swojego wujka.
J:Hmm ciekawa pozycja, co teraz zamierzasz?
Jeremy ruszył ponownie na swojego kuzyna, ten się tylko uśmiechnął. Lecz czarnooki się zatrzymał, gdy zauważył że z ciała Fabiana wychodzącą 4 klony i ruszają na niego. Ku jego zdziwieniu, nie mu nie zrobiły, dopiero poczuł gdy dostał pięścią w twarz od oryginału, który był w mieszany w tamte klony, Jeremy odleciał na jakieś 10 m uderzając w drzewo.
J:Rozumiem. Yakis złapał Jeremiego w iluzje tworząc kolny, Jeremy myśląc że są prawdziwe chciał parować ich atak, ale to nic nie dało. Więc pomyślał że są to hologramy i je zignorował, Fabian to wykorzystał i wmieszał się w nich, zostawiając jednego w miejscu w którym stał, i zaatakował własnoręcznie Jeremiego, nieźle wykombinowane, jego zmysł walki jak na 5 latka jest imponujący. Yakis, masz godnego następce (powiedział sam do siebie z uśmiechem)
Jeremy stworzył z ziemi kilka kul, następnie rzucił w stronę Fabiana. Ten w odpowiedzi na jego atak, złączył otwartymi dłońmi swoje nadgarstki, po czym wystrzelił ogromy słup ognia. Jak by tego było mało, do słupa dorzucił kulę powietrza, dodając i zwiększając siłę ognia.
J:Połączył dwa żywioły, zwiększając tym samym siłę ataku. Dobrze pomyślane, Yakis ten twój dzieciak, może cię kiedyś przerosnąć.
Mimo że spalił kule ogień nadal leciał na Jeremiego, ten opadł już z sił i nie mógł go uniknąć, nagle przed nim pojawił się jego ojciec Jack, i rozproszył atak.
Je:Tato? Dziękuje.
J:Nie ma sprawy, ale i tak się musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Je:Dobrze.
J:W porządku podejdźcie do mnie obaj, ogłaszam że zwycięzcą pojedynku jest, Fabian.
F:Naprawdę?
J:Tak wspaniale wszystko obmyśliłeś, w przeciwieństwie do swojego kuzyna, myślałeś.
F:Dziękuje wujku.
Odparł szczęśliwy Fabian i podszedł do swojego kuzyna próbując go pocieszyć.
Je:Gratuluje, jesteś lepszy ode mnie.
F:Nie martw się jeszcze kiedy zawalczymy razem, i mam nadzieje że to ty będziesz lepszy.
Na te słowa Jeremy był w szoku, ale jednocześnie szczęśliwy.
Je:Jasne, masz to jak w banku.
J:To co może idziemy na pizze? (zaproponował, na co chłopcy od razu się zgodzili)

piątek, 19 sierpnia 2016

SLW:Rozdział 55

Kilka miesięcy później na ziemi.....
Fabian wraz z swoim wujkiem Jackiem ciągle trenował, w prawdzie robił jakieś tam postępy, ale nie jakieś szczególne. Obecnie leżał cały zdyszany na polanie.
J:Co jest tylko na tyle cię stać?
F:Przepraszam.
J:Dobra niech ci będzie, zrobimy sobie chwilę przerwy.
Jack poszedł coś załatwić, a Fabian rozmyślał nad swoim ojcem. Wprawdzie już nie jest smutny jak kilka miesięcy temu, ale nadal go brakuje. Wie jednak że jeśli chcę być taki jak on, musi dawać z siebie 100 procent. Chwilę później wrócił Jack i ponowili trening.
Fabian wciąż próbował pokonać swojego wujka, lecz nadal mu wiele brakuje. Ale jest już coraz bliżej tego. Lecz pewnego razu podczas treningu nastąpił przełom. Jack próbował zaatakować swojego bratanka, jednak ten zaczął przewidywać jego ruchy i z łatwością ich unikać, co mocno zdziwiło Jacka.
J:Co? Jak to możliwe?
Podczas jednego uniku, Fabian w ułamku sekundy stworzył na dłoni kulę powietrza, po czym przyłożył ją do brzucha swojego wujka, posyłając go na drzewo, ten czyn nieźle wprawił ich oby dwu w szok.
F:Jak ja to zrobiłem?
J:Jakim cudem zdołał odczytać i przewidzieć moje ruchy, i jednocześnie zaatakować, do tego w tak młodym wiek...Co? (powiedział gdy spojrzał na oczy Fabiana)
Białka zabarwiły na czarno, a niebieskie źrenice na złote, powstały także dwie czerwone szparki tworzące znak x.
J:Co to za oczy?
Chwilę później Fabian zemdlał, Jack od razu wziął go na ręce i zaniósł do domu. Kilka godzin później, chłopiec zaczął się budzić, gdy otworzył oczy które wróciły do normalności  spostrzegł swojego wujka, siostrę oraz matkę.
E:Nareszcie się obudziłeś.  (powiedziała czerwonowłosa przytulając syna)
F:A co się stało?
J:Zemdlałeś podczas treningu.
F:Rozumiem.
J:Na kilka dni zrobimy sobie przerwę z treningami, musisz dojść do siebie.
F:Co? Ale ja już czuje się znakomicie, nie potrzebuje przerwy.
E:Ani słowa mój drogi, albo dostaniesz szlaban na treningi do skończenia 10 lat .
F:Ale mamo to nie fair !.
J:Twoja mama ma racje, zrobiłeś duże postępy  więc krótka przerwa ci nie zaszkodzi.
F:Naprawdę?
J:Tak
F:Super!
Yakis z Jackiem jeszcze sobie pogadalim a po kilku minutach czarnooki opuścił dom.
Następnego dnia wczesnego ranka, Fabian chciał udać się na trening, więc wziął szybki prysznic, zarzucił jakieś ciuchy i chciał udać się niezauważony na trening, lecz na nadziei się skończyło.
E:Wybierasz się gdzieś?
F:Mamo, co ty tak wcześnie robisz?
E:Coś czułam że coś kombinujesz, i jak widać miałam rację. Ty naprawdę wdałeś się w ojca .
F:To znaczy mogę iść trenować?
E:Nie przynajmniej do końca tygodnia zostajesz w domu i koniec kropka, a teraz wracaj do swojego pokoju i poucz się na jutro do szkoły.
F:Ehh no dobra.
I tak chcąc nie chcą, Fabian posłuchał się swojej matki i wrócił do pokoju, musiał cierpliwie przeczekać te kilka dni.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

SLW:Rozdział 54

Y:Test?
BW:Tak, jeśli go zdasz to  będziesz mógł wejść do pewnej świątyni bogów i tam trenować, a po skończonym treningu będziesz mógł wrócić do domu, ale jeśli przegrasz zostaniesz tu na zawsze.
Y:Rozumiem, a więc co mam zrobić?
BW:Masz pokonać tego przeciwnika. (odparł wskazując na miejsce w którym w ogniu pojawiał się przeciwnik Yakisa)
Gdy ogień zniknął Yakis doznał szoku. Przed nim stał jakby on sam, z tą różnicą że miał czerwone oczy.
Y:To on jest moim przeciwnikiem?
BW:Tak.
Yakis rzucił dwa specjale noże w stronę swojego sobowtóra, gdy ten je bez najmniejszego problemu złapał. Oryginał pojawi się za nim, próbując zadać cios. Lecz ten to przewidział i go zablokował. Yakis natychmiast odskoczył do tyłu próbując wymyślić coś innego. Po chwili spostrzegł że jego sobowtór zniknął, nagle poczuł silny ból w plecach, po czym padł na ziemie.
Y:Cholera.
Niebieskooki się podirytował i chciał stworzyć ognistą gwiazdę, lecz ku jego zdziwieniu nie udało mu się to.
Y:Co jest grane?
BW:Tutaj twoje techniki nie zadziałają, musisz go pokonać w walce wręcz.
Y:Niech to.
Yakis ponownie ruszył na swojego sobowtóra, zderzając się z nim pięściami. Oryginał minimalne obrażenia zadawał, natomiast sobowtór już większe. Chciał już to zakończyć, lecz czerwono-oki z pół obrotu kopnął go w brzuch, wysyłając go na drugi koniec sali.
SY(sobowtór):Po co walczysz, skoro i tak ze mną nie wygrasz? Daj sobie spokój i odejdź stąd, oszczędzisz sobie cierpienia.
Y:Nie...Ja Nigdy..... się …. nie poddam! (krzyknął podkreślając ostatnie słowo )
Ciało Yakisa ponownie spowił złoty ogień, na ten widok wszechmogący się uśmiechnął.
Y:Nie mogę się poddać, za daleko zaszedłem  by się wycofać.
Yakis ponownie ruszył do ataku, tym razem to jego sobowtór zaczął obrywać, po kilku minutach leżał już na ziemi  a ogień otaczający ciało Yakisa znikł.
SF:Dlaczego chcesz stać się jeszcze silniejszy?  Przecież już jesteś wystarczająco.
Y:Po prostu chcę stać się jeszcze silniejszy, by móc ochronić moją rodzinę, przyjaciół a także planetę.
SF:Rozumiem (powiedział się uśmiechając po czym zniknął w płomieniach )
BW:Gratulacje właśnie zdałeś test.
Y:Naprawdę? Ale wszechmogący-sama co miał za zadanie ten test?
BW:Miał pokazać, czy jesteś godny by opanować boską moc, prócz tego miał cię nauczyć  że nieważna jak potężny się staniesz, masz nie zapominać kim jesteś.
Y:Rozumiem.
BW:Dobra chwyć mnie za bark, przeniesiemy się do świątyni w której będziesz trenował.
Y:Dobrze.
Yakis zrobił to o co prosił Bóg, po chwili znaleźli się przed olbrzymią bramą.
BW:Zaraz brama się otworzy, i będziesz mógł zacząć swój trening.
Y:Przepraszam wszechmogący-sama, a ile zajmie mi ten trening?
BW:10 lat.
Y:Ile!!!!!!
BW:Spokojnie, zdążysz przed przybyciem wroga.
Y:Z kąt wszechmogący wie?
BW:Jestem wszechmogącym, zresztą nie ważne. Jeśli chcesz zdążyć to lepiej już idź.
Y:Dobrze, do zobaczenia za 10 lat.
Drzwi się w końcu otworzyły, Yakis od razu wszedł, gdy był w środku był w szoku, wszystko było białe  podziwianie zostawił na później i zaczął trenować, i tak zaczął się jego 10 letni trening.

piątek, 12 sierpnia 2016

SLW:Rozdział 53

W czasie kiedy Fabian i Jack skończyli trening, pewien czarnowłosy mężczyzna o kolorze oczów czystego nieba, zaczął się budzić w dość dziwnym miejscu.
Y:Gdzie ja jestem? Czyżbym umarł? (powiedział sam do siebie , przyglądając się otoczeniu)
Był dokładnie w jakimś domku, ściany były drewna, w pokoju było łóżko dwu osobowe, jakaś szafka oraz stolik i krzesło. Gdy Yakis chciał wyjrzeć przez okno doznał szoku. Wokół niego  nie było ani skrawka ziemi, zupełnie jakby domek lewitował. Niebo było pomarańczowe a słońce/księżyc czerwone.
Y:Czy to są zaświaty?
Yakis szybko zarzucił na siebie jakieś ciuchy i wyszedł z domku. Ku jemu zdziwieniu mógł także lewitować nie musząc używać energii. Nagle do niego  podleciał jakiś mężczyzna w podeszłym wieku, wyglądał na normalnego staruszka, miał krótkie siwe włosy, na czubku można było dostrzec łysinę. Lecz na plecach miał duże białe skrzydła, a jego skóra była szara.
-O widzę że się w końcu obudziłeś?
Y:Kim jesteś? Czy ja umarłem? Co to za miejsce? Czy tą za światy?
J:Spokojnie. Pozwól że na początek się przedstawię. Nazywam się Jerry, i to ja w ostatniej chwili zdołałem cię uratować, za nim ciało Mitarashiego zdołało eksplodować.
Y:Naprawdę? Czyli że nie umarłem?
J:Nie.
Y:Więc gdzie ja jestem 
J:Zdołałem cię przenieść do naszego wymiaru, jak widzisz tutaj nic nie ma na pierwszy rzut oka. To jest boski wymiar.
Y:Boski Wymiar?
J:Tak, mieszka tu 5 bogów oddaleni od siebie o kilka milionów lat świetlnych. A są to następujący bogowie:Bóg Zniszczenia, Bóg Odrodzenia, Bóg miłości, Bóg nienawiści i najważniejszy i stojący na szczycie piramidy, czyli bóg wszechmogący.
Y:Rozumiem, a dlaczego mnie tu ściągnąłeś?
J:Bóg wszechmogący chciał cie widzieć, dlatego cię tu zabrałem . Jeśli okażesz się godny, to zacznie cię trenować i niewiarygodnie wzmocnić twoje umiejętności.
Y:Naprawdę?
J:Tak.
Y:Super! (krzyknął podekscytowany brunet)
Y:A tak właściwie to gdzie on mieszka?
J:Dla ciebie Wszechmogący-sama, a mieszka on jakieś 5 mln lat świetlny stąd.
Y:Co przecież to zajmie wieki?
J:Spokojnie, dzięki mnie i mojej technice  znajdziemy się tam w ułamku sekundy, po prostu chwyć mojego ramienia.
Brunet zrobił tak, jak mu kazał Jerry i w ciągu sekundy stanęli przed wielkim pałacem. Był ogromny, strzegli go wysocy na jakieś 6m i silni wojownicy w zbrojach. Mieli długie miecze, które były spowite ogniem.
-Czego tu chcesz dzieciaku? (powiedział jeden ze strażników, odgradzając drogę Yakisowi)
Y:Ja do szanownego wszechmogącego.
-A zaproszenie masz?
J:Spokojnie panowie , on jest ze mną .
-O Jerry-san, w takim razie zapraszamy?
Yakis i Jerry weszli do środka, szli przez główny hol dobrą godzinę podziwiając widok. Yakis był pod wrażeniem tego jak wyglądał. W końcu doszli do sali Boga Wszechmogącego. Po zadzwonieniu gongiem, otrzymali zaproszenie więc weszli do środka, drzwi otworzył im strażnik.
BW:O wreszcie się pojawiłeś Yakis, czekałem na ciebie.
Y:Witaj wszechmogący-sama (przywitał się kłaniając się przed Bogiem)
BW:Pewnie zastanawiasz się dlaczego cię tu sprowadziłem, a więc zacznijmy od tego że obserwowałem cię od pewnego czasu, twoje czyny i umiejętności zrobiły na mnie wielkie wrażenie dlatego postanowiłem cię szkolić, ale byś mógł tego wykonać musisz odbyć test.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

SLW:Rozdział 52

Kilka minut później bariera znikła, Jack natychmiast udał się do środka, by poszukać swojego brata. Po godzinie szukania  padł na ziemie.
J:Cholera! (krzyknął uderzając pięścią w ziemie.)
J:Dlaczego, dlaczego posunąłeś się tak daleko?
Niebo się zachmurzyło, a po kilku minutach zaczęło padać. Jack jeszcze posiedział tam kilka minut, robiąc grób swojemu bratu, po czym wrócił do miasteczka.
Tym czasem rodzina Yakisa czekała na niego w swoim domu, byli wszyscy Mistrz, siostra wraz Verniko,Matka Ojciec, a także jego rodzina.
Y:Mamo, kiedy tato wróci?
E:Już pewnie wraca, nie martw się skarbie.
Nagle usłyszano pukanie do drzwi, każdy się zerwał. Fabian pierwszy udał się do drzwi, myślał że to jego ojciec, ale okazało się że w drzwiach stał Jack.
F:Wujku, gdzie jest tata?
J:Gdzie, jest twoja matka?
F:W salonie wraz z wszystkimi.
J:To dobrze się składa
F:A co się stało?
J:Zaraz się dowiesz
Nagle wszyscy podeszli do czarnookiego .
E:Jack, gdzie jest Yakis?
J:Przykro mi to mówi , ale zginął.
Na te słowa wszyscy byli w szoku.
E:Co? To nie możliwe. (odparła czerwonowłosa , zaczynając szlochać)
Podobnie zareagowali dzieci ,siostra oraz matka.
S:Co tam się stało 
Yakis opowiedział całą sytuacje, po jakiś dwóch godzinach każdy z gości się rozszedł. Została tylko rodzina Yakisa. Każdy przeżywał jego śmierć, najbardziej jego dzieci. Emika próbowała ich pocieszać, ale marnie jej wychodziło. Następne dni wyglądały podobnie, każdy był w żałobie.
Pewnego dnia do domu Yakisa przyszedł Jack. Zastał tam tylko Fabiana i Yuki.
F:Wujek, coś się stało?
J:Tak, zamierzam cię od dziś trenować.
F:Co, naprawdę?
J:Tak.
F:Ale dlaczego mnie, a co z Jeremim?
J:Jego też trenuje, nie martw się. Ty jesteś ważniejszy, za 30 minut  bądź na polanie koło parku.
F:Zgoda.
Fabian poszedł się odświeżyć, ubrać jakieś sportowe ubranie, następnie wziął swoją młodszą siostrę i udał się na polane. Gdy postawił Yuki  obok drzewa, stanął naprzeciw swojego wujka.
J:Dobra gotowy ? Nie zamierzam być taki pobłażliwy .
F:Jasne..
J:Na początek, zaatakuj mnie i pokaż co potrafisz.
Fabian ruszył na swoje wujka, atakując rękami, Jack bez trudu je parował, następnie chciał go podhaczyć, ale mu się nie udało. Na szczęście brunet nie zauważył za nim kamienia i się potknął. Fabian to wykorzystał i uderzył z łokcia w klatkę piersiową swojego wujka.
J.Nie źle.
F:Dzięki. (odpowiedział z uśmiechem)
J:Idioto, nie rozpraszaj się!
Jack walnął go z pięśc , chłopiec poleciał kilka metrów dalej i uderzył w drzewo. Gdy się pozbierał zaczął płakać.
J:Przestań się mazać, jeśli chcesz stać się taki jak twój ojciec, musisz przestać zachowywać się jak dziecko .
Po chwili Fabian starł łzy i ponownie ruszył na swojego wujka, po paru godzinach, skończyli.

piątek, 29 lipca 2016

SLW:Rozdział 51

Y:Zanim zaczniemy walczyć, przybij ze mną pięść.
J:Po co?
Y:Zaufaj mi.
Jack zrobił to o co go poprosił jego brat. Kiedy im się to udało, ich moce ze sobą się połączyły.
Obaj bracia ruszyli do ataku, z ich połączoną mocą byli, 5 x szybcy i silniejsi, niż kiedy walczyli osobno. Mitarashi teraz zaczął mieć z nimi problemy. Yakis i Jack sprawnie unikali jego ataków, jednocześnie mu zadając obrażenia.
M:Cholera.
Y:Jack, pozwól na słówko mam plan.
J:Dobra.
J:Serio, myślisz że to może się udać?
Y:Szczerze, nie wiem ale warto spróbować.
J:Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. W porządku, zróbmy to.
Dwaj bracia ponownie ruszyli na swojego przeciwnika, zaczynając wdrążać swój plan w życie, ruszali się tak szybko, że zostawiali za sobą coś w stylu hologramu. Nagle Yakis zniknął Mitarashiemu z pola widzenia, pojawiając się za chwilę za nim.
Y:Jack teraz!.
J:Przyjąłem.
Obaj złączyli swoje otwarte dłonie, złączając ze sobą nadgarstki. Po czym każdy wystrzelił ogromny słup ognia swojego koloru. Mitarashi zaczął krzyczeć z bólu. Następnie Yakis stworzył swoją najpotężniejszą technikę, z tą różnicą że zamiast czterokrotnej, była pięciokrotna, pojawiła się nowa strzała koloru fioletowego. Natomiast Jack stworzył ogromną kulę powietrza.
Y:Super pięciokrotna ognista strzała Fenixa.
J:Hiper kula demonicznego wiatru.
Dwa potężne techniki leciały na siebie, gdy se ze sobą zderzyły, nastąpiła ogromna eksplozja. Po kilku minutach z głebi dymu, leciało bezwładnie ciało Mitarashiego, już w normalnym stanie. Dwaj bracia wylądowali na ziemi, obojgu powłoka ognia znikła.
J:Nareszcie
Y:Tak.
M:Hehehehe, myślicie że mnie pokonacie ,to się mylicie, może i przegrałem ale wkrótce pojawi się ktoś znacznie potężniejszy.
Y:Kto taki?
M:hehehehe.
J;Gadaj!
M:Powiem tyle, ten gość jest prawdopodobnie najpotężniejszą osobą we wszechświecie.
Y:Kiedy tu będzie?
M:Za około 10 lat..... (nie zdołał do kończyć gdy stracił przytomność )
J:Dobra wracajmy.
Y:Racja.
Gdy Yakis i Jack chcieli wrócić, zauważyli że ciało Mitarashiego zaczęło świecić, po czym wypuściło z siebie jakieś plącze. Jack z łatwością ich ominął, ale Yakis zaczął odczuwać wcześniejsze nie do końca wyleczone rany  i nie zdołał ich ominąć. Plącza zaczęły przyciągać do tego światła, wiedział co go czeka. Dlatego stworzył barierą, oddzielając teren od jego brata.
J:Yakis, co ty robisz?! (krzyczał próbując zniszczyć barierę)
Y:Rozumiem, więc tak to się skończy. Może nie pożyłem zbyt długo, ale muszę przyznać, że miałem dość ciekawe życie. Poznałem mnóstwo przyjaciół, założyłem i poznałem swoją rodzinę, o której przez większość swojego życia, nie miałem pojęcia. Przeżyłem mnóstwo przygód, stałem się silny.  Czy jest coś czego bym żałował? Hmm raczej nie  Emika,Fabian,Yuki,Verniko,Sensu-sama,Mamo,Tato a także Jack. Dziękuje za to mogłem was poznać.
Kilka sekund później, nastąpiła eksplozja, która objęła obszar bariery.
J:Yakis!!!!!!!!

poniedziałek, 25 lipca 2016

SLW:Rozdział 50

M:Hahahahaha, nie bądź taki do przodu, bo ci z tyłu zabraknie.
Gdy spojrzał Jack na ciało które trafił, spostrzegł ze zrzucił skórę.
Y:Cholera (powiedział leczący się niebieskooki)
J:To ty nie powinieneś mnie nie doceniać (odparł po czym się uśmiechnął )
Nagle ciało Jacka zmieniło się w niebieski ogień, po czym znikło.
M:Co? Gdzie on jest?
J:Nad tobą! (krzyknął czarnooki)
Gdy Mitarashi spojrzał na niebo, spostrzegł swojego byłego ucznia, tworzącego jakąś wielką niebieską kulę, którą otaczała błyskawica.
M:Co to za sztuczka?
Y:Rozumiem, zrobiłeś ognistego klona  po to by móc kupić sobie trochę czasu, na stworzenie tej techniki. Nie źle bracie.
J:Yakis! Oddal się na bezpieczną odległość, zaraz zamierzam rzucić tą kulę i obejmie ona spory. Uwierz mi , nie chciałbyś ją dostać.
Y:Rozumiem.
Yakis posłuchał się swojego brata, po czym odleciała na bezpieczną odległość. Gdy to już zrobił, rzucił w Mitarashiego, tą ogromną kulę. Ten próbował uciec.
J:To nie ma sensu, eksplozja obejmie spory obszar, nie ma sans by udało ci się jej uniknąć.
Kiedy kula dotknęła ziemi, było tak jak powiedział Jack, ogromna eksplozja nie porównywalna do tych, które powodowały techniki Yakisa. Nawet jego to zaskoczyło.
Y:Łał nie wiedziałem, że posiadasz takiego asa w rękawie.
J:Chciałem na tobie jej użyć, ale niestety nie dałeś mi nawet okazji.
Y:hyuuu całe szczęści .
Gdy dym opadł ku zdziwieniu obojga braci, Mitarashi nadal stał, a raczej kucał w ogromnym kraterze, z tą różnicą że nie miał już skrzydeł.
J:Co? To nie możliwe?
M:To była nie zła technika, ale na mnie nie podziała.
Y:Uparty drań.
W mgnieniu oka Mitarashi pojawił się za braćmi, i obu kopnął  każdy poleciał w inną stronę.
M:Zapłacisz mi  za zniszczenie moich skrzydeł.
Powiedział po czym chwycił za szyję Jacka, a następnie z całych sił rzucił niego w skały.
Yakis chciał coś zrobić, ale nie do końca jego złota energia go wyleczyła.
Z miejsca w które uderzył Jack, wystrzelił niebieski promień, ale dla Mitarashiego to nie było nic wielkiego, więc go odbił. Wykorzystując tą chwilę, Jack pojawił się tu z zanim  chcąc go zaatakować od tyłu, lecz bez skutecznie  Uderzył pięścią Jacka, posyłając znowu na ziemie.
M:Kiedy zdacie sobie sprawy że was opór jest bezcelowy.
Y:Nigdy!.
Powiedział niebieskooki, lecąc w stronę Mitarashiego  z ognistą gwiazd , którą natychmiast rzucił w Mitarashiego, ten nawet nie musiał robić uniku. Następnie pojawił się koło swojego brata, który również stał gotowy do walki.
J:Co już możesz walczyć?
Y:Tak, i chyba będziemy musieli ze sobą współpracować.
J:Chyba masz racje, kto by pomyślał że kiedyś nadejdzie taki dzień, że będziemy musieli połączyć siły (odparł z uśmiechem )
Y:W końcu jesteśmy braćmi na dobre i na złe, więc skopmy mu tyłek raz na zawszę. (dodał także z uśmiechem ).
J:Racja.
Ciała braci spowił ogień, Yakisa złoty , natomiast Jacka , niebieski.
M:Myślicie że was dwóch mnie pokona?
Y:Tak właśnie.
J:Szykuj się Mitarashi, to twój koniec.
M:Dobra , moja moc konra wasza , to będzie ostateczna walka.