Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 lipca 2016

SLW:Rozdział 49

Mitarashi przemienił się coś w ogromnego czarnego smoka, co zaskoczyło mocno Yakisa.
Y:Jego moc jest prze ogromna (powiedział sam do siebie brunet)
Przemieniony Mitarashi ruszył na Yakisa, mimo że był tak ogromny  to był na dodatek szybki. Yakis naprawdę miał z nim nie lada orzech do zgryzienia, ledwo unikał jego ciosów.
Y:Dobra co powiesz na to?
Powiedział po czym stworzył czterokrotną strzałę, dodając do niej jednocześnie  trzykrotną siłe z gwizdy ognia. Gdy skończył natychmiast rzucił nią w swojego przeciwnika, nastąpiła wielka eksplozja, korzystając z zasłony dymu, mitarashi się ulotnił. Yakisa to nie zdziwiło był przekonany że go pokonał. Lecz gdy stracił gardę, dostał kopniaka w twarz i poleciał kilka metrów dalej, tam już na niego czekał fioletowłosy i kopnął go w brzuch posyłając na ziemie. Złoty płomień który otaczał ciało Yakisa znikł. Mitarashi korzystając z tego, chwycił swoimi wielkimi łapami ciało bruneta, i zaczął je ściskać. Było słychać tylko przeraźliwy krzyk bruneta.
M:Hahahahahaha i co teraz mi zrobisz? Połamałem ci wszystkie kości.
Y:Wiedz, że ja tak łatwo się nie poddaje (powiedział z lekkim uśmieszkiem)
M:Zdychaj draniu!
Powiedział po czym rzucił z całej siły Yakisa w ziemie. Następnie przyłożył do niego stopę, i powoli zaczął go zgniatać.
Y:Kyaaaaaahaaaaaa!
M:Będę cie powoli zgniatał, byś mógł doświadczyć tego samego cierpienia co ja. Ba nawet większego.
Gdy Mitarashiemu znudziło mu się to, postanowił z nim skończyć. Lecz gdy chciał go zgnieść, nagle ktoś strzelił w niego jakimś promienie, po dostaniu padł na ziemie.
M:Cholera , co jest grane?.
Brunet będąc ledwo przytomny, spojrzał w stronę z której nadleciał strzał. Kiedy dym opadł, można było dostrzec, czarną czuprynę oraz tego samego koloru płaszcz.
Y:J...Ja....ck.
M:To ty zdrajco, czegoś tu szukasz.
J:To proste przyszedłem cie zabić.
M:Gdzie się nauczyłeś opowiadać takie żarty, jestem znacznie silniejszy niż dawniej.
J:He, ty serio myślisz że tylko ty ciągle trenowałeś?
Jack szybko podleciał do Yakisa i przeniósł go, koło miejsca w którym wcześniej wstał, i oparł go o ścianę.
J:Nic ci nie jest?
Y:Będę żył ale co ty tutaj robisz?
J:Ja też mam z nim porachunki, a teraz zregeneruj się.
Y:Dobra, ale uważaj on pokonał mnie nawet w trybie golda.
J:Spokojna głowa.
Yakis stanął naprzeciw swojego dawnego mistrza.
M:Czyli serio jesteś gotowy na śmierć?
Y:Jedyną osobą która tutaj zginie będziesz ty.
M:Dość gadania, walczmy.
Obaj ruszyli się na siebie, Jack był niezwykle szybki, unikał bez najmniejszego problemu ciosów Mitarashiego, co jego zdziwiło.
M:Co jak?
Nagle pojawił się za nim , po czym jego rękę spowił niebieski ogień. Następnie przyłożył otwartą dłoń do ciała swojego dawnego mistrza . Po czym odskoczył od niego. Było słychać głośny krzyk Mitarashiego . Jego organy wewnętrzne paliły go niemiłosiernie .
J:To wszystko coś za łatwo poszło.
Powiedział pewnym siebie głosem, lecz chwilę później kaszlną krwią. Poczuł jak coś przebiło jego ciało, gdy spojrzał na brzuch, zauważył przechodzący przez niego ogon ..
J:Co?
Y:Jack!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz